Wszystkie skradanki są takie same: przemykamy w nich po ciemnych korytarzach, za plecami czają się wrogowie, obok rozgrywają się wielkie spiski i ciche zabójstwa. "The Marvellous Miss Take"
Wszystkie skradanki są takie same: przemykamy w nich po ciemnych korytarzach, za plecami czają się wrogowie, obok rozgrywają się wielkie spiski i ciche zabójstwa. "The Marvellous Miss Take" oferuje coś zupełnie nowego. I jest przy tym piekielnie dobra.
Rising Star Games
Produkcja Wonderstruck to, o zgrozo, skradanka, która atakuje pastelowymi kolorami, lekkim podejściem do tematu i niezwykle prostą rozgrywką. Wcielamy się w niej w niejaką Sophię Take (później także w inne postaci). Panna Sophia miała niezwykle zamożną ciotkę, która kolekcjonowała znane dzieła sztuki. Kiedy starsza pani zmarła, wszystkie mozolnie zbierane dzieła i artefakty przeszły w ręce tzw. Złych Ludzi. Panna Take nie załamuje rąk i bierze na siebie zadanie odzyskania rodzinnej kolekcji.
Tyle historii. Ta zresztą podawana jest bardzo oszczędnie i twórcy "The Marvellous Miss Take" od razu dają wyraźnie do zrozumienia, że niuanse fabularne są nieistotne. Nie uświadczymy prawie żadnych przerywników filmowych, a istotne dla historii informacje podawane są w postaci pierwszych stron bulwarówek. Od czasu do czasu podczas misji pojawi się krótki dialog czy scenka rodzajowa i to właściwie wszystko. Ale to nie wada, gdyż "The Marvellous Miss Take" to czysta rozgrywka, w dodatku – co niecodzienne w dzisiejszych czasach – niemal całkowicie pozbawiona przemocy.
Założenie jest proste. Sophia znajduje się w jakiejś galerii sztuki i musi wynieść z niej (pod spódniczką?) kilka dzieł sztuki. Naszymi przeciwnikami są silnoręcy strażnicy i kamery przemysłowe. Cały geniusz gry zawiera się w jednym prostym założeniu: nikomu nie robimy krzywdy. Sophia nie walczy, nie zabija i nie wpycha przeciwników na pułapki. Musi być sprytna, by wykraść cenne artefakty niezauważona. Oto i cała filozofia.
Rising Star Games
Wraz z postępami w grze sprawy nieco się komplikują. Przybywa strażników, kamer oraz dodatkowych fantów do zgarnięcia. Sophia nie jest zresztą nieśmiertelna. Każdy strażnik ma pewne (zwizualizowane w postaci stożka) pole widzenia. Gdy nas dojrzy, nawet gdy zdążymy usunąć mu się sprzed oczu, idzie sprawdzić to miejsce. To daje okazję do przemknięcia za plecami niemilucha. Gorzej, gdy ktoś puści się za nami w pościg. Sophia traci swój kapelusz, ale wciąż może salwować się ucieczką. Aby jednak ukończyć poziom, musimy zebrać wszystkie wymagane dzieła sztuki i opuścić budynek w fantazyjnym nakryciu głowy.
Na szczęście nie jesteśmy pozbawieni pewnych środków zaradczych. Warto wykorzystywać na przykład bieganie. Gdy Sophia mknie na swych wysokich obcasach, hałasem może przyciągnąć uwagę strażników, a potem cichcem wydostać się z danego pomieszczenia. Nasza bohaterka może też czasem położyć ręce na urządzeniach generujących hałas albo teleporterze. Ich liczba jest ograniczona i te specjalne przedmioty wymagają czasu, by się zregenerować. Nierzadko jednak uratują nam skórę.
Rising Star Games
Sophia nie jest jedyną bohaterką gry. Do jej złodziejskiej drużyny szybko dołącza Henry oraz Daisy. Każda postać zapewnia zupełnie inny styl gry i inne plansze. Henry nie potrafi biegać, tak jak główna bohaterka, ale za to zawsze posiada generator hałasu. Daisy z kolei to złodziejka-kieszonkowiec. Porusza się znacznie szybciej i ciszej niż pozostała dwójka protagonistów. Jej głównym zadaniem jest czyszczenie sejfów, do których klucze noszą strażnicy. Daisy musi więc zakradać się niemal pod nos przeciwnikom, by przeszukać ich kieszenie.
Bardzo dobrym urozmaiceniem rozgrywki są losowe drogi patrolowania. Każdy strażnik w zasadzie snuje się po muzeum tak, jak mu się podoba. Jeśli nas zauważy, nie wraca do rutynowych zajęć, tylko zaczyna się kręci się po muzeum. To wyborny pomysł, ponieważ nigdy nie będziemy w stanie nauczyć się na pamięć przechodzenia danej planszy. A że działamy pod presją czasu, by jak najszybciej ukończyć dany etap i zdobyć stosowny medal, tym lepiej.
Rising Star Games
Czy zatem "The Marvellous Miss Take" to gra genialna? Niestety nie, ponieważ cały jej urok, wszystkie fantastyczne pomysły i wesołą oprawę graficzną kładzie jedna, ale za to bardzo istotna wada. Koszmarne sterowanie. Możemy kontrolować nasze postacie za pomocą myszki lub klawiatury. Polecam tę pierwszą możliwość, ale nawet wtedy gra sprawia wrażenie "Diablo", które nie potrafi wyznaczać ścieżek postaciom.
Drugą rzeczą, do której można się nieco przyczepić, jest konstrukcja poziomów. Bardzo szybko zauważymy, że wszystkie są po prostu labiryntami, w których rolę szczura przyjmuje na siebie Sophia albo jej pomagierzy. Za każdym razem musimy zrobić to samo – zebrać fanty, uniknąć spotkań ze strażnikami, zwiać do windy. Rozkład pomieszczeń i ścian oczywiście się zmienia, ale po dziesięciu planszach wiemy już, że wizualnie niewiele nas tu zaskoczy. Poziomy są zresztą niewielkie, zaprojektowane tak, by kończyć je w okolicach minuty lub dwóch. Powyższe elementy gry każą przypuszczać, że to produkcja idealnie wymierzona w rynek mobilny, mimo że ukazała się na PC. Świetnie nadaje się na krótkie sesje w metrze czy autobusie.
Rising Star Games
"The Marvellous Miss Take" to świetny przerywnik między wielkimi i poważnymi grami. Jej ukończenie nie zajmie zbyt wiele czasu. Pojedyncze sesje zaś to kwestie kwadransów, a nie długich godzin. Gdyby nie feralne sterowanie, byłoby świetnie.